Medytacje i ich rola w terapii

W programie dwunastu kroków, na których pracują grupy wsparcia AA, DDA, AL-Anon często jest mowa o medytacjach obok modlitwy jako o jednej z technik, pomagających wyjść z gonitwy myśli. Ja pierwszy raz zetknęłam się z tą techniką na mojej pierwszej terapii jakieś 20 lat temu. O medytacjach w Polsce nie mówiło się wtedy tak dużo jak teraz. Trochę mnie odstraszało, że jest to oparte na buddyjskiej praktyce zen. Aczkolwiek ćwiczenia podobały mi się gdy wykonywałyśmy je w grupie. Do dzisiaj mam kserówkę, którą wtedy dostałyśmy z instrukcjami do medytacji w pozycji siedzącej w stylu zen. Z jakiegoś powodu cały czas ją trzymałam i nigdy z niej nie skorzystałam. Jednak sentyment i miłe wspomnienia zostały. Po wielu latach z medytacją zetknęłam się ponownie wiele razy i w różnych formach. Najpierw były to treningi tai chi gdzie nie raz ćwiczyliśmy uważność ciała i oddechu oraz świadomy i uważny ruch. Nie miałam wtedy świadomości, że to także forma medytacji, ona zawsze kojarzyła mi się z jakimiś praktykami religijnymi. Okazało się, że byłam w błędzie a ćwiczenia niezwykle podobały mi się i podobnie jak na terapii czułam się po nich zrelaksowana, rozluźniona, wypoczęta i spokojna. Nie było przy tym potrzeby jakiegoś specjalnego siedzenia w kwiecie lotosu. Po prostu staliśmy na podłodze lub siedzieliśmy na zwykłych gimnastycznych ławkach.

Jakieś dwa lata temu wpadło mi w oko ogłoszenie jednego z wydawnictw psychologicznych o promocji książki o praktyce mindfulness. Zaciekawiło mnie to i pojechałam na spotkanie. To był mój pierwszy kontakt z tą praktyką. Spotkanie okazało się bardzo interesujące. Prowadziła je kobieta, która jak okazało się, była certyfikowanym nauczycielem tej metody. Uczyła się tego za granicą i bardzo ciekawie opowiadała o tym czym jest ta praktyka. Okazało się, że jej źródła tkwią w buddyzmie, jednak ktoś zauważył, że sama praktyka w oderwaniu od ideologii ma nie mniejsze wartości. Odkrył to John Kabat – Zinn i przez wiele lat praktykował to i robił badania jak to wpływa na dobrostan człowieka. Polskim odpowiednikiem tego terminu jest uważność. Dużo mówi się ostatnio o byciu tu i teraz, ta praktyka uczy właśnie tego. Pani przedstawiła nam wyniki różnych badań jak to przekłada się na nasze zdrowie i jakość życia. Zaciekawiona tematem postanowiłam zakupić książkę i zapoznać się z treścią. Bardzo podobało mi się to co w niej znalazłam, jednak samej praktykować nadal było mi trudno. Nie żebym nie próbowała. Owszem robiłam co mogłam ale nużyło mnie to jednak gdzieś pod skorą czułam, że to jest dla mnie dobre. Czytałam i rozmyślałam o tym i jakiś czas po tym zobaczyłam ogłoszenie o tym, ze jest organizowany pokaz. Namówiłam moje przyjaciółki i pojechałyśmy.

Pierwszy raz doświadczyłam świadomie medytacji i odkryłam, że znam to już i lubię to. Tu siedzieliśmy na poduszkach medytacyjnych jednak już wiem, że nie ma to większego znaczenia na czym się siedzi, ważniejsza jest dyscyplina wewnętrzna, nad którą się pracuje podczas takiej praktyki. O wiele łatwiej jest gdy ktoś to prowadzi. Po medytacji robiliśmy ćwiczenia rozciągające z jogi. Czułam się równie dobrze jak po ćwiczeniach tai chi i podobnie jak wtedy, tak i teraz byłam odprężona i wyciszona a jednocześnie pełna energii. Coraz bardziej interesował mnie ten temat. Postanowiłam zakupić drugą książkę do której dołączona była płyta z instrukcjami do praktyki z postanowieniem ćwiczenia w domu. Jakiś czas po tym na mojej macierzystej uczelni zostało utworzone koło naukowe mindfulness i zaczęłam z przyjaciółką regularnie na nie jeździć. Ponad godzinę jechałyśmy w jedną stronę ale było warto. Zawsze wracałyśmy zadowolone , odprężone i pełne energii. To czego uczyłam się na tych spotkaniach zaczęłam wprowadzać w życiu i okazało się jak wiele jeszcze mam do zgłębienia jeżeli chodzi o znajomość siebie.

Jednym z zadań było ćwiczenie uważności podczas przeżywania emocji. Przez jeden tydzień skupialiśmy się tylko na emocjach pozytywnych. Będąc w stanie skupienia uwagi na swoim ciele zaczęłam analizować co dzieje się w moim ciele i jakież było moje zdumienie gdy odkryłam jak wiele mi do tej pory umykało doznań z ciała. Uczyłam się być w takim stanie uważności w różnych okolicznościach. Pamiętam jak wybrałam się na coroczne warsztaty DDA i podczas mitingów słuchając różnych wypowiedzi byłam skupiona na tym jak reaguję emocjonalnie i co w związku z tym dzieje się w moim ciele. To niesamowite jak różnią się poszczególne emocje i jaki mają „program” odczuć w ciele. To nawet trudno opowiedzieć. Zauważyłam różnice w doświadczaniu różnych rodzajów wzruszeń. Najbardziej lubię uczucie wdzięczności, które odczuwam w twarzy tak jakby jakieś promyki rozchodziły mi się od górnej wargi aż do czoła i przyjemne mrowienie na podniebieniu i końcu języka i jednocześnie pojawiające się łzy, jednak one są inne niż przy płaczu z innego powodu. Nie zatykają nosa i inaczej wypływają z oka. To bardzo specyficzne doznanie. Bez praktyki uważności nie miałabym pojęcia jak złożona jest to emocja i jakie ma powiązania z myślami. Ta praktyka także polega na przyglądaniu się swoim myślom bez zatrzymywania się na nich. Na początku zdarzało mi się zasnąć na ćwiczeniach i nawet zachrapałam bo stan relaksu osiągałam tak szybko, że odjeżdżałam. Na szczęście nauczyłam się nad tym panować a jak mam trudności z zaśnięciem to robię sobie takie ćwiczenia z wyłączeniem uważności i po kilku głębszych oddechach zasypiam jak niemowlak.

Jak radzicie sobie Wy z gonitwą myśli? Co wypraktykowaliście i sprawdza się? Macie swoje doświadczenia z medytacjami? Bardzo jestem ciekawa co Wam dają, co zmieniły w Waszym życiu? A może macie inne, lepsze sposoby na uzyskanie spokoju?

autor – źródło: mojadrogadosiebie.blog.pl/

Rate this post

Leave a Comment

Scroll to Top